Większość literatury polskiej składa się z dzieł, które czytającemu ogółowi znane są tylko z tytułów; większość jej wielkich pisarzy stanowią tacy, których żadnej książki nikt poza specjalistami nie trzymał w ręce. Do takich należy Joachim Lelewel.
Nic to, że jest historykiem: wszak Gibbon i Michelet byli również nimi, a porównanie z nimi wcale nie jest przypadkowe, skoro o Lelewelu każdy historyk literatury polskiej powie, że był polskim Micheletem i polskim Gibbonem. Tyle tylko, że pisać, niestety, nie umiał; „dzieła jego jak dotąd nie zostały przetłumaczone na język polski” — pisał któryś ze złośliwych mu współczesnych. Za to mówił podobno niezrównanie. Jego wileńskich wykładów o historii powszechnej słuchało nieraz i osiemset osób. Tłok był taki, że gdy się kto wśród stojących poruszył — opisuje jeden ze słuchaczy — cały tłum falował. Sam Lelewel dziwił się, co sprowadza takie masy słuchaczy na jego wykłady; był to człowiek brzydki, nieśmiały, nieefektowny. Tak, ale był rok 1815, kiedy obejmował katedrę historii powszechnej na Uniwersytecie Wileńskim. Historia była wielką namiętnością ówczesnej młodzieży, a była to młodzież zapalona, poddana już pierwszym romantycznym prądom. Uniwersytet Wileński stanowił wówczas świetną wprawdzie, lecz przestarzałą redutę pozytywnego ducha oświeceniowego; kultywowano tam przede wszystkim nau-
Strona:Andrzej Kijowski - Listopadowy wieczór.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.
Antykwariusz na czele rewolucji