że dusze mieczem w boju odcięte od ciał, przechodzą do najczystszzgo żywiołu, którym jest eter, wzbijają się między gwiazdy, gdzie przyświecają potomkom jako dobre duchy, bohaterowie-opiekuny” (Dzieje wojny żydowskiej IV, I, 5). Takie wyobrażenia panowały na całym Wschodzie Starożytnym.
Gdy pękła zasłona blasku, gdy odwalony został kamień jasności dziennej, kryjący niejako w grobach owe gwiezdne dusze bohaterów-opiekunów, wtedy oni z owych grobów swoich wyszli i ukazali się swym czcicielom.
Obraz ten pod względem wspaniałości i ogromu jest niezrównany. Wieki pokryły go grubą warstwą teologicznej egzegezy. Więc pod tą warstwą kurzu zczerniał i wydawał się cudacznym bohomazem. Ale gdy się zdejmie z niego ten kurz, ukazuje się oku w niezrównanej swej świetności.
Czyż dziwić się, że ludzkość taką poezję przez niesłychane kataklizmy dziejowe przeniosła aż do naszych czasów, z pokolenia na pokolenie przekazując? Obraz stracił na blasku, zrudział, zczerniał, barwy przepadły, pozostały tylko jakieś linję. A jednak nastała chwila, kiedy możemy go odczyścić i w dawnej świetności oglądać.