Strona:Andrzej Niemojewski - Bóg Jezus w świetle badań cudzych i własnych.djvu/327

Ta strona została przepisana.

przemieniają się w jedności. Wre praca nad „uzgodnieniem“ poetycznego mitu Mojżeszowego o stworzeniu świata ze współczesną kosmologią i geologją, a nie chce się przyznać, że jest to mit (str. 176). Religja, powiada Ebbinghaus, jest OBJAWEM PRZYSTOSOWYWANIA SIĘ DUSZY do pewnych złych skutków swego myślowego przewidywania i zarazem obroną przed temi skutkami za pomocą rozporządzalnych środków (str. 171). Syn Legendy przeżywa obecnie nowy okres tego ciągłego procesu, choć broni się, jak może, bo to wymaga wysiłku. A położenie jego jest trudne, gdyż autorytet kościoła nie uznaje prywatnego pojmowania „ideału”. Toteż Ebbinghaus świetnie wykazuje, jak autorytet wyzyskuje tylko psychologję „strachu i nieszczęścia” (str. 171).
Str. 39. Reinach słusznie całkiem twierdzi („Orpheus, histoire générale des religions“, Paryż 1909, Alcide Picard, str. XXI, 625, na str. 344), że „blaszki złote“ są w owym „piasku ewangielicznym“ wielką rzadkością. Wartość myślową logji nadzwyczajnie przeceniono. Sądzę, że równać się one nie mogą z innemi zbiorami Starożytności. Niektóre są małoduszne, zaściankowe, sekciarskie, niektóre wprost kramarskie, jak np. „kto ma, będzie mu przydano, a kto niema, i to co ma, będzie mu odjęte“. Jakaż mądrość tkwi np. w logji „nie siejcie i nie orzcie“? Jaka etyka tkwi w nawoływaniu przesądnem „nie sprzeciwiajcie się złemu“ a właściwie „djabłu“? Z imieniem Salomona związane „Proverbia“ Starego Testamentu przerastają niesłychanie dojrzałością i wytrawnością myślową te zdawkowe często komunały a myśli Platona, Seneki, Marka Aureljusza nawet tonem szlachetnym przewyższają logje, w których często fanatyzm walczy o lepsze z bezprzykładną naiwnością, jak np. w logjach, dotyczących uczty u króla, którego zawiedli goście, więc kazał z „ulicy“ spędzić tłum a gdy któryś potem nie miał „godowej szaty“, każę go wtrącić do więzienia.

4. SŁOWA UCZNIÓW SŁOWAMI PANA.

Str. 40. Fakt ten powinien dla krytyka tekstów mieć znaczenie nader doniosłe. Gdyby w tym wypadku chodziło nie o Jezusa, ale o Platona, Buddę, Mahometa, Napoleona, Darwina, historycy z całym zasobem swej uczoności rzuciliby się na podobny dokument, albo też nazwaliby takiego aforystę plagiatorem. Wystarcza przypomnieć, jak krytycy skrzętnie w Słowackim lub Krasińskim wszystkie naloty obce wykazują. Wszystkie podręczniki filozofji przepełnione są zazwyczaj przykładami, jak jedni myśliciele od drugich się zapożyczali, jak następcy rozwijali idee swych poprzedników i jak nowożytne koncepcje w świecie starożytnym już poczynają kiełkować. Gdy jednak chodzi o Jezusa, nagle zmieniają się metody. Jego słowa na ogół uchodzą za probierz słów innych. Wprawdzie pod tym względem w ciągu osta-