wo stało się ciałem“, gdy pioruny waliły obok jego domu rodzicielskiego, a szalejąca wichura kładła czuby drzew na krzaki agrestowe. Siadłszy wreszcie na szczycie Góry Tabor, śród ciszy uroczystej zapatrzony w niepokalaną kopułę nieba, zapominając o troskach swego dotychczasowego życia, doznaje sam jak gdyby Przemienienia i słyszy gdzieś przez bezmierne dale poważny głos, mówiący z kazalnicy parafjalnej: „Panie, dobrze nam tu jest! Uczyńmy trzy przybytki: jeden tobie, drugi Mojżeszowi a trzeci Eljaszowi...“
On nigdy nie miał Biblji w ręku. Nie rozmyślał nad nią kilka wieków, jak surowy Anglik lub mistyczny Niemiec. Chrześcijaństwo było dla niego raczej poezją i legendą, raczej stanem duszy i obyczajem, niż faktem realnym i dogmatem, historją i religją. Nad Żłobkiem Betleemskim umieszczał Krzyż Golgoty i nie postrzegał anachronizmu. Wszystkie zdarzenia z Historji Świętej Nowego Testamentu układały mu się w jednej płaszczyźnie, widział je właściwie w jednej jednostce czasu, żył jakąś NIEUSTAJĄCĄ TERAŹNIEJSZOŚCIĄ. Wszechprzewidywanie boże zlewało mu się w jedno z wszechrozpoznawaniem proroctw przez maluczkich i prostych, cichych i wzgardzonych. Światłość jaśniała zawsze śród ciemności a ciemności nigdy jej nie pojmowały. Rozmyślając nad tem, zdumiewał się, iż żydzi nie słuchali tak dokładnych, tak wyraźnych, tak ostrzegawczych przepowiedni. Czuł głęboko i mocno był przeświadczony, iż żyjąc w one dni byłby jak ów bogobojny Symeon z uśmiechem pewności oczekiwał przyjścia pociechy izraelskiej i w chwili spełnienia się tego, co zapowiadali prorocy, zawołał jak on: „Teraz, Panie, odpuść sługę swego w pokoju!“ Że byłby jak owa Anna Prorokini odrazu rozpoznał Nowonarodzonego, choćby po obrączce, którą malarze umieszczają nad główką Dzieciątka. Że byłby wraz z Trzema Królami dążył za Gwiazdą do Stajni Betleemskiej, by się Dzieciątku pokłonić, skoro przecież taki uczony, jak profesor Wieseler z Getyngi, znalazł w chińskich tablicach, że na cztery lata przed naszą erą błyszczała wielka gwiazda, i skoro katecheta na jednej lekcji wspomniał, że „historyczny dowód“ istnienia Jezusa znajduje się nawet u poganina Tacyta. Więc żyjąc za
Strona:Andrzej Niemojewski - Bóg Jezus w świetle badań cudzych i własnych.djvu/36
Ta strona została przepisana.