się w jakiekolwiek dyskusje z Kasznicą i Krysińskim z powodu zamierzonego przez nich czasopisma, nie niszcząc wreszcie odezw, pozostawionych u mnie przez Ulanowskiego: tego głęboko i szczerze żałuję....“
Broszura padła na głowy młodzieży lwowskiej postępowej jak piorun: ideał jej miał runąć, zwalić się, rozsypać w proch. Wszyscy potracili głowy, nietylko młodzież, ale przedewszystkiem starsi jej przyjaciele, którzy Brzozowskiego jako mistrza jej ukazywali. Zawołano: Wszystko to jest nieprawdą! Mniemano, że Brzozowski jak olbrzym kopnie to całe oskarżenie i w gruzy rozwali prostem: Nieprawda! Czekano od niego tego jednego jedynego wyrazu: Nieprawda! Uwierzonoby mu, głoszonoby, że jest to marny elaborat, wypracowany mozolnie w redakcji Słowa Polskiego. Ale Brzozowski był za mądry, aby tak kwestię stawił, Przyznał się do winy. Wtedy zawołano: przesadzasz w oskarżeniu![1]
Kiedyś sądził go sąd koleżeński za malwersacje, co Słowo Polskie przypomniało. Zawołano: sąd ten SKRZYWDZIŁ CIEBIE[2]. Wytworzyła się poprostu PARANOIA BRZOZOWIANA. Gdy doszły wiadomości o świeższych malwersacjach jego, zawołano: nieprawda! Gdy ukazywano źródła informacyjne, krzyczano: nieprawda! A gdy przytaczano potem treść nowego politycznego oskarżenia, zawołano: że gdyby nawet „oburzenie“ z tego powodu było „słusznem“, to i tak byłoby „nędznem“[3]. Zwoływano wiece młodzieży, które do niesłychanych doprowadziły rozłamów i rozgoryczeń. Znikła wszelka walka o ideę a rozpoczęła się namiętna walka o człowieka. Zamiast młodzież uświadamiać, zaczęto ją podburzać. Postanowiono, że żadnemu narodowemu demokracie śród młodzieży niewolno podawać ręki. Brzozowski w to najbardziej bił i z niesłychaną śmiałością domagał się od wszystkich obrony, ROBIĄC SWOJĄ OSOBISTĄ SPRAWĘ SPRAWĄ POSTĘPU. Ale