i przybiéł nim biéde w lufie, haj, i zawiésił flinte na kołku za piecem.
Lecom, roki lecom, a ludziska sie straśnie pobogacili, a tén biédàk o mało królem nie ostał — haj.
Jaz co sie nie robi, przýseł do niego brat. Uźré strzelbinkę za piecem, toz to łapiéł jom pilno z kołka i kciał ś niej na wiwat wystrzelić. Tozto poleciàł do pola i wystrzeliéł.
Wartko wytkàł prok kołek, a biéde ozsarpało na drobne kawałecki — haj.
Hyciéły sie go sýćkie naràz i zjadły go; były barzo głodne i sýćko, co miały doma, to mu pojadły — haj — te kawàłecki.
Ale biédak sie nie nablizàł. Jaze mu sie brata luto stało i kciàł go obronić, ale cos, kie i jego biéda zjadła. Kieby był ten mądry brat jesce mądrzejsý, a nie taki wartki i nàremny, to onoby było sýćko dobrze, ale cos?
Temu to wej telo — prosem piéknie — biéd na świecie, haj, a co jedna to gorsà, haj. Dàwniej była jedna, ale jom potargało i teraz ik telo — haj.
Strona:Andrzej Stopka Nazimek - Sabała.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.