Strona:Andrzej Stopka Nazimek - Sabała.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.
XXVI.

O

O  świcie ruszyliśmy »budką« przez Poronin do Morskiego Oka.
Dzień był jasny i ciepły. Radość malowała się na twarzach kolegów.
Opuszczając wierch Bukowiny, spojrzał Sabała w stronę Swinicy, u której szczytu pokazała się kiść mgły, pokręcił głową i zawołał na woźnicę, zajętego napychaniem fajki:
— Stasek, popądzàjta, jak mozes, cýby jako hociaj do Rośtoki przed dyscem nie uciéc.
Ze zdumieniem spojrzeliśmy na starego.
Co on plecie? Wszak pogoda, jak rzadko w Tatrach.
Wjechaliśmy w las, z którego mieliśmy wynurzyć i rozejrzeć się pod samem Morskiem Okiem.
Przewidywania Sabały spełniły się nad spodziewanie szybko.