Strona:Andrzej Stopka Nazimek - Sabała.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

z podkowami na zadku. I tak idziemy przez Kiéry do Kościelisk.
Zachodzimy ku Pisanéj, a on sie do mnie obracà i tak padà:
— Nie bójze się, a ciho sie sprawuj, a strzez cie Boze naklońć, kié tam weńdziemy.
Włazimy w jakiesi źleby i dziury, a turnie to jakby sie ozestempowały przed nami. Idziemy, idziemy i zaślimy do nuka.
Patrzem, a tu telo luda, a sićko lezý, głowy na siodłak, a sićkie brody som jest dłuzaźne po pas — haj.
Jà sie pytàm po cihutku, co to za jedni, a wojàk padà, ze to wojsko polskie takie zaśpiàne i ze jak przyńdzie cas, to sie przebudzi, wstanie i pudzie sie bić za wiare, a ze wojna sie pocnie kajsi precki, a skońcy sie na zelaznym mostku w Kuźnicach.
Zacynimy konie kuć. Ja wbijàł klińce i podkowyk do kopytów zdajàł, a on nogi trzýmał. A kiek juz sićko, ka co brakowało, ponaprawiàł, nabràł wojàk struzýn z kopyt i wsuł mi w torbe i tak padà:
— Màs tu płàcom!
Pomyslàłek se, ze kpi se mnie, ale mu sie sprzycàł nie bedzies, hoć mi straśnie markotno było, bok cały dzień minon.
Wzionek torbe i wyhodzęcý wysułek te stru-