Strona:Andrzej Stopka Nazimek - Sabała.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

była, alek był zýdowi winy, toz to dàłek mu jom, coby se jom sprzedàł, a jak mu dadzom więcej, jako jà mu winy, to mi dudki dà — haj.
Bedzie se koło niéj robiéł i hodził, a jà nic. Jà ślebodny.
Hudobina markociła se, kié mojom sope opuścić jéj przýsło, alek jéj przýgrał — haj. Orawskiego przýgràłek jéj końdek, coby nie becàła. Smutno jéj straśnie było — haj.
To mówiąc, podniósł smyk z podstawska, popróbował dźwięku strun, nadstawiając znawczego ucha. Pokręcił kołków, popróbował znów i począł grać Orawskiego marsza:

(Melodya Nr. 6).

Oczy zwykle zamglone, zabłysły ogniem na chwilę. Ostatni akord dograł fortissime i przeciągle; usiadł na kłodzie, opuścił gęśle na kolana i tak mówił:
— Trohek sie — prosem piéknie ik miłości, zasàtàł — haj — bok se zbàcył, jako my to grali i śpiewali te nóte i wàtre wielgom kładli, a hipkàli bez nie.
Ale to juz — prosem piéknie — było w te, kie dźwiérz lezàł — haj — zabity. No, bo juści zwycajnie nie bedzies gràł i gàdàł »hop!«, jaz przeskocýs.
No to i niedźwiédź cie moze poratować łapom