tów, zwracał uwagę na piękność, wskazując, do czego ta, lub owa turnia podobna.
Swoje objaśnienia przeplatał różnymi swego wymysłu dodatkami, lub śpiewaniem i grą na gęślach.
Towarzysze skakali chętnie do taktu czy to skrzypiących jego »złóbcaków«, czy też przy muzyce Bartka Obrochty.
Ciekawy to musiał być widok, gdy Obrochta, zwany zwykle »Bartkiem« zagrał, a drużyna z Sabałą na czele zapomniała, że ma na sobie ciężką torbę, że przebyła tak długą i tak uciążliwą drogę i puściła się w ochoczy taniec zbójecki.
Przez cały czas pobytu Chałubińskiego w Zakopanem był Sablik w ruchu.
Zawsze codzień wczesnym rankiem suwał kyrpcami z Kościelisk, gdzie mieszkał, ku Zakopanemu. Od czasu do czasu spoglądał w górę jednem okiem, jak orzeł, przechylając głowę to na prawo, to na lewo, chcąc zbadać, czy »chmury sie nie robiom«, czy pogoda będzie trwała i czy będzie się można dalej wybrać.
Po drodze wstąpił do kościółka drewnianego i tam krótko się modlił.
Pacierz jego był ciekawy, bo pełno w nim było dodatków i przekręcań.
Raz zmówił tych pacierzy tylko dwa i tak je ofiarował:
Strona:Andrzej Stopka Nazimek - Sabała.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.