wàłek, toz to dàł mu Pàniezus pismo i tak mu padà:
— Nyści to, leć wartko i ozniéś ludziom. Ino uwazuj, cocyś nie potracieł.
Pies leci, leci, nozýska go bolom, bo to przecie z nieba do nàs prec — haj.
Przýleciàł na ziém i miàł juz ozdawać rezolucýje, kie spotkàł kotke, co śniom znajomy był i zacyni se ukwalować.
Pies był zły rezolucýjarz, bo prasnon tórbke z pismami na ziém i zacon kotke bośkać, haj. Zabocył se, co mu Pàniezus napedziàł — haj.
Jaze go kocór uźré. Toz to wartko przýstrzég sie, łap tórbke i hybaj śniom du domu. Schowàł jom pod dyle w izbie, coby mu jej pies nie nalàs.
Jaze przýsły mysý i pojadły rezolucýje, pozlizowały lutery — haj — ino dziwtore ostały.
I, dobrze nie barzo, kie pies wróciéł do nieba, pytà sie go Pàniezus tak:
— Cemuś nie zanios ludziom sićkim pisanià, jakok ci ozkazał.
A on mu tak padà:
— Jakoz miałek oznieść sićkie, kié mi kot pisanie ukràd, źle sował, toz to mysý ik pojadły i lutery pozlizowały — haj. — Pocoz ik pisali słodcý janieli takim słodkim jatramentem — hę?
Strona:Andrzej Stopka Nazimek - Sabała.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.