I, dobrze nie barzo, posło dwók hłopów. — Jeden był z Bańkowek, a drugi od Pitoniów. I pośli do Jaworzýnki i wypatrzowali smreka, abo jedlom na tego Świętego.
Naśli straśnie wieldraźnom — toz to pote ściéni jom i okrzesali.
Jak krzesom, tak krzesom, jaze wykrzesali swiętego. Ino ze był straśnie hrubaśny — haj.
Ka miàł mieć ocý, dali mu dwie wantki — haj. Rzeźbiàrze byli śnik kiepscý. Bo to — prosem piéknie — rzeźby w te u nàs nie było takiej, jako dzisiàk, toz to nie umieli robić takik dziwaków, jako teràz robiom — haj.
No, i dobrze nie barzo uwazujom, jakoby go mieli do kościoła zanieść, bo było dwie mile.
Jaze ukwàlili, ze go na wozie nie powiezies, bo je w rzecý świętý. Poświęcanià ni miàł nijakiego, ale ze go przezwali świętym, toz to trza go było nieść, a nie wieść — haj.
Ale kaz tu takiego hłopa tęgiego nańść, coby go uniós, haj, takom oćwiàre.
Jaze — dobrze nie barzo — jak ukwalujom, tak ukwalujom, i ukwàlili, coby temu dać sto dni odpustu, co go do Saflar zaniesie. Myśleli, ze sie taki przecie nańdzie, co sie na odpust złakomi.
Jaze złakomił się Jasiek z Hrubego, wzion i niesie. Niesie, niesie, przýnios na Bańkówki, ale dalej ni móg.
Strona:Andrzej Stopka Nazimek - Sabała.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.