Strona:Andrzej Stopka Nazimek - Sabała.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

jarcu, zgniewał sie, ze jarzec kumotrów końdek więksý od jego, i pedział:
— Bier djable taki jarzec.
Przýseł do domu i straśnie mu smutno było, bo mu jarcu było zàl.
Ani zàń nie pił, ani go nie jàd, ino zeskradziáł na zàgonie — haj — zahubił sie, toz mu go straśnie luto było.
Ale kie znowa na jarzec poseł zaźreć, był juz wielgi, więksý jak kumotrów. Wartko poleciàł do domu, wyklepàł kose i hybàj kosić jarzec, bo juz był źrały — haj.
I dobrze nie barzo, przýhodzi na zàgon, pobrusiéł kose i zacion. Jaze wýskocý djabàł. Łap mu za kosisko i pada:
— Stój, nie beés kosiéł.
— A bez co?
— Bo jarzec mój.
— Lo cegos twój, kie jà go nasiàł?
— Temu, ześ pedziàł »Bier djable taki jarzec«, toz to jà se go wzion — haj. — Kàzałek mu rość i teràz se go bedem kosiéł, a ty nie — haj.
Wzieni sie za garła.
Hłop, ze był mądry gazdà, djabła sie nie bàł. Ale był i tak słabszy od niego. Trzýmàł sie setnie na nogak i nie dàł sie przewyrtnąć, a straśnie go pràł po pysku — haj.
Jaze mu djàsek tak padà: