Strona:Andrzej Strug-Pokolenie Marka Świdy.djvu/135

Ta strona została przepisana.

ona nie naprawdę, tylko żeby publika płakała. I za co on siebie zgubił, jak on nic wszystkiemu winien nie był? Rückzug był zupełnie porządnie szlecht. Ohoho... To się wie. Zostało dużo Materiał, treny, kanony, wielkie Verlusty, jeńcy, ale on, ten wasz Rittmeister, czy widział on ten bolszewicki Hinterland? Wy im na tyłach maszerowali ile dni? Cały tydzień! Z tego, że wy cało wyszli, i z tego, co było po drodze, on miał wiedzieć, że jeszcze dobrze będzie i szlus. Martwić się całkiem nie miał Recht. Ani Etappendienst, ani Verbindungs, ani Militärtransportversicherung. Dezerterów coniemiara wszędzie. To jest zwycięska armja? Kommunisten Compagnien? — owszem, Matrose — Sturm — Abteilungen — tak! A cała ogromna reszta? „Swołocz“ jest! Eine Horde! To wnet szitko nazad pójdzie, zurück. Pan podporucznik poda w raporcie prosto i jaspo, po naszemu, po polsku, po żołniersku; im Felde gefallen i basta! Jak było, o tem nic, bo za bardzo ogromny skandal jest
Od śmierci rotmistrza Goślickiego Marek wpadł w spokojne odrętwienie. Nie cierpiał, nie dręczył się. Poprostu nic nie czuł. To, co się stało, było zbyt wyraźnem niepodobieństwem, by się z tem pogodzić, czyli uznać to za fakt. A zatem Goślicki nie zginął. Jeżeli od niejakiego czasu niema go w szwadronie, to snać... Ach, mnóstwo było tych przyczyn! Z ich obfitością był największy kłopot, ale każda była równie dobra, możliwa i logiczna. Lada dzień się to wyjaśni, zresztą lada dzień on sam się pokaże, a choć to było wiadome, dolegała tęsknota za ukochanym człowie-