Strona:Andrzej Strug-Pokolenie Marka Świdy.djvu/149

Ta strona została przepisana.

i przy dostawach wojennych mój znój żołnierski będzie nas grubo kosztował. Ja zarabiałem, ale nie kradłem i nie dawałem kraść innym. Zato teraz, co się tam dzieje! Hahaha!.. Jako ochotnika powinni mnie byli przydzielić na eksperta zakupów intendentury. Generał Chapowicki, człowiek rozumny, chciał mnie wysłać do Paryża (z szarżą oficerską)! Odmówiłem, rzecz prosta, bo muszę krew przelać, co mi będzie do pewnego stopnia zaliczone. A trafiłem i do Jabłonny do żydowskiego obozu warownego. To się dość nie udało twojemu kochanemu Wiceministrowi.
Nusym był dość pogodnej myśli. Twierdził, że pomimo wszystko, co i jak tam u nas jest, ofenzywa rosyjska się rozbije.
— Może my ich nie zwyciężymy, ale oni sami się rozlezą. Dociągają pod Warszawę resztką tchu i organizją. Niebawem powinni zacząć wiać. Mówią, że nasze dowództwo Naczelne umyślnie cofa linję i wciąga ich byle dalej.
— Mówią. Czego nie mówią! Idjotyzm!
— Dlaczego aż tak? Przecież wy tu na froncie nic nie wiecie!
— My nie wiemy? A kto wie?
Naprędce pokłócili się. Naprędce łyknęli wódki i zagryźli suchym Chlebem. Zdążyli jeszcze wypalić papierosa. Gdy rozległy się krzyki podoficerów, Nusym porwał za karabin, uściskali się i każdy poszedł w swoją stronę.