Strona:Andrzej Strug-Pokolenie Marka Świdy.djvu/189

Ta strona została przepisana.

wiadań, losów, zamiarów, wyrzekań, kawałów, słów, każdy przynosił swoje. Z tych szczątków i okruchów, które same przez się nie miały żadnego znaczenia, gromadziła i układała się jakaś encyklopedja ludzka, ankieta o wojnie i o Polsce, wyraz młodego pokolenia, które niebawem, gdy zapadnie pokój, mnogotysięczną gromadą rozsypie się po Polsce. Który z nich żył? Kto z nich co umiał, lub wiedział? Dzieckiem zastała ich wojna i zaledwo który odrósł, zabierała ich brutalnie w trójcesarskie szeregi. Wymarzona przez wieszczów święta Wojna Narodów w zaraniu znieważała młodzieńczą duszę polską. Niezgłębiona jeszcze niewola zakuła ją w kajdany i w kajdanach wypchnęła na bój, na śmierć. Z dalekich tyłów, gdzie pozostali starzy i mądrzy, dochodził do nich czad orjentacji, beznadziejnych oczekiwań, sporów, bezsilnych, poniżających intryg, czyichś fałszywych obietnic. Umierali ponuro w bojowem, tępem zbydlęceniu lub z przekleństwem na ustach. Kto ich policzy, którzy padli za nic i o nic? Pod Ypres, nad Somme’ą, w wulkanie Verdun, w Dolomitach, nad Isonzo, w bagnach Mazurskich, pod Krakowem, pod Gorlicami, nad Rawką i Bzurą. W Karpatach, pod Przemyślem, nad Dniestrem i Strypą z obu walczących stron. Ich mogiły nad tysiącem rzek, pod tysiącem miast i het — het po nieogarnionych polach, gdzie tylko zmagały się narody, mordując się w ciągu czterech lat o swoje i o własne. Nie dostrzegał ich świat, a gdy ktoś wspomniał o nich z litości, świat walczący milczał i gardził. Nowa Polska, nie troszcząc się o poległych, natychmiast wprzę-