Strona:Andrzej Strug-Pokolenie Marka Świdy.djvu/323

Ta strona została przepisana.

sym przezwał go kiedyś mecenasem Niedowiejskim i to się doń przylepiło na dobre.
— Polska — prawił — jako twór dziecięcy, wyrosły po burzy wojennej, nieustalony, pełen kłopotów organizacyjnych i groźnych fermentów socjalnych, sąsiadujący z czerwoną otchłanią i tak dalej, i tak dalej, — aby zbudować mocne państwo musi być szczerze i otwarcie lewicową, powiem — nawet socjalistyczną. Dla tych samych najgłębszych przyczyn oraz z powodu licznych chorób dzieciństwa, zatracenia tradycyj państwowych i tendencyj anarchistycznych i znowu z powodu tegoż fatalnego sąsiedztwa i tak dalej, i tak dalej — musi być niezłomnie konserwatywną, prawicową, powiedziałbym nawet reakcyjną, opartą o dogmaty świętości kapitału i powagi Kościoła. Oba kierunki mają u nas niezłomne podstawy objektywne i oto cała przyczyna obecnego zastoju. Nasza epoka należy do ludzi zdrowego środka, to oczywiste, cóż, kiedy znowu, mniejsza o to dlaczego, ci są tragicznie bezsilni. W rezultacie wszystko u nas idzie samo. Nawet nie idzie, ale raczej wałęsa się, wlecze, ziewa, przystaje, kładzie się i usypia, to znowu ocknie się, zerwie się i wyrżnie jakieś kolosalne głupstwo, jak naprzykład, nie szukając dalej...
Marek nasłuchał się teoryj, które zakrawały na rozmyślnie ułożony kawał i wielu anegdot sejmowych, w których niechcący obnażały się zdradziecko nader przykre prawdy. Rzadko kto rozumiał, o co mu idzie, zasypywano go erudycją powikłań, przesileń, kombinacyj, ciskano imionami, które nic nie mó-