Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/103

Ta strona została przepisana.

mentu — miał bowiem co innego do roboty. Długo stara niebardzo rozumiała, w co się Stasiek wdaje, aż któregoś dnia zabrali kilku kolegów syna. Zajrzało jej w oczy jakby dawniejsze życie?
— Co ty Stasiek, wyrabiasz?
— To co trzeba. Matka na to głowy nie ma, ja sam wiem.
— Wezmą cię, zamęczą, zakatują, wyprawią na Sybir...
Matka socjalizmu nie robiła, a katowało matkę gorzej niż w Sybirze, w tym mieście Łodzi.
— Na co wy się, głupie porywacie?
Na wszystko! Albo nas niech djabli biorą, albo kapitalizm! Udry na udry — tak jest teraz na całym świecie i dobrze jest!
Próbowała stara wzruszyć syna.
I cóż się ze mną staniej? Ja już robić nie mogę. Stara jestem, zmarnowana...
— Na to idzie, żeby nikt nie był bez pomocy na starość. Na to idzie, i tak będzie, a do tego czasu wszyscy cierpimy, niech i matka ścierpi. W tym mojej winy niema. Taki jest świat. Moją winąby było, jakbym nic nie robił, tylko dbał o siebie albo o matkę. Jakby każdy robotnik był taki dobry syn, toby się świat nigdy z miejsca nie ruszył. To trza rozumieć.
— Oj, dziecko, dziecko.

Przyszła wojna, a z nią rewolucja. Wszelkie strajki, krwawe demonstracje. Podniosło się od samego dna, z namułu nędz i krzywd tajemne