Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/114

Ta strona została przepisana.

Wszystko zrobiło się małe, niepotrzebne. Nie mógł niczego wyraźnie chcieć, ani w sprawach osobistych, ani w innych. Miał kobietę, którą kochał bardzo, kochał ją i w więzieniu i myślał zawsze o niej z upojeniem. Niewiasta ta była obecnie daleko w świecie, ale wiedział od niej, że lada chwila przyjedzie do niego. Na to czekał, jak skazaniec. — Kochanka była nadal i ładna i miła i goraco go kochająca, tylko w nim przekręciło się wszystko naopak. Jakże tu tyć? Na to trzeba czasu, czas to sprawi — powtarzał sobie ustawicznie i chciał w to wierzyć.
Nie mogąc dać już sobie rady, przestał odpoczywać, a wziął się do swojej dawnej roboty. Dziwnie jakoś przeobraziła się w jego pojęciu i ta znajoma, kochana robota. I ona, jak wszystko! Ale myślał: rozruszam się. A nawpół świadomie zgadywało coś w nim, że przy tej robocie najprędzej mogą się wrócić pewne okoliczności, najrychlej może przyjść rozwiązanie wszelkich nieporozumień z tym dziwnym tyciem. Robił to i owo. Teraz jechał, gdzie mu było potrzeba, a na półce wagonu stały jego dwie ciężkie walizki.
W przedziale było duszno, gorąco. Drażniło go żółte, mętne światło latami i nie ustające ani na moment szwargotanie żydowskiego towarzystwa. Myśl jego była zmęczona do ostateczności. Jut niczego nie chciał dociec, już mu wszystko było jedno — nie mógł jednak odczepić się od automatycznej pracy rozmyślania, która, jak rozpędzona maszyna, szła w swoim tempie i nie dawała się