Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/117

Ta strona została przepisana.

Przez tysiące lat przysypywał je piasek, zagrzebywało je dzień po dniu, nie ustając ani na chwilę, pracowite życie ziemi. Aż wydobył je człowiek z wiekowego grobu, obnażył ich tajemnicę. Pracowały tłumy i cierpliwie, jak siły natury, odrabiały wiekuiste prace. Głód i niewola pognały je na to kopanie. Nieludzkie prawo ludzkie zwołało je z dalekich stron, ściągnęło na te pola z taką samą mocą, z jakli przed wiekami zwalały tutaj te głazy prawa przyrody. Przysypała ju żziemia kości bezimiennych pracowników, zamulą kiedyś pokłady ziemskie wszystkie ich wielkie prace.
Co przetrwa? Co pozostanie?\
Poco i poco?
Jak w ziewaniu, wypowiadała się w nim ta już zastarzała, trująca myśl. Dręczyła we dnie i w nocy i kładła się przedewszystkiem ona pierwsza. na cokolwiek spojrzało oko, czymkolwiek wzruszyło się serce.
Oderwano go od studni mądrości, jemu, — cieniowi — kazali wejść znowu w mrowisko ludzkie, między małe sprawy. Skazało go życie na dożywotnie ślepe błądzenie. Ale rychło skończy się to dożywocie...
Ta myśl, zamiast: go uspokoić, zdjęła nudą i niesmakiem. Przeczuwał z lękiem, że znowu lada moment odezwie się w nim ten już tak dawno opanowany strach przed śmiercią, powszechny, ludzki strach. Że, on przywiąże go — nie na łańcuchu, a na mizernym, nędznym łyczku do obojętnych dziejów tego już na zawsze cudzego świa-