nie przypuszczał nigdy, że socjalizm jest aż tak trudny. Obiecywał poprawę, mozolił się, martwił się, ale od prawdy był zawsze daleko. Zato swoje robił porządnie. Wyroby, pochodzące z jego pracowni, były niezawodne. Niedługo jednak funkcjonował.
Pewnego wieczora, zaledwo Kama zdołała wynieść to, co było zamówione i gotowe, gdy wpadła policja z wojskiem, z saperami. Z wielkiemi ostrożnościami zbierano butelki, retorty, różne chemikalja, pudełka z żelatyną, misterne puszeczki, obłożone watą, a zawierające piorunjan rtęci, „kluski“ dynamitowe, tygielki i inne graty piekielnej kuchni.
Chemika potłuczono zlekka kolbami, związano go porządnie i pod eskortą całej roty wojska odstawiono do Cytadeli.
Kiedy go bito, krzywił się i mrużył oczy z bólu, ale w duszy nie miał nic innego, prócz wielkiej, największej w życiu radości.
Albowiem towarzyszka Kama ocalała. Następnie cieszył się i z tego, że ocalała zamówiona bomba, która była potrzebna do jakiegoś nadzwyczajnego zamachu i ad hoc w sposób specjalny była przyrządzana.
Potym martwił się, że nie zdążył skreślić i oddać Kamie swego nowego wynalazku, dotyczącego zapału, bezpiecznego, a zarazem niezawodnego. Był to wynalazek, którym się szczycił, opowiadał o nim towarzyszce szczegółowo, a ona pilnie słuchała, ale wiedział, że z tego nic nie dojdzie do
Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/13
Ta strona została przepisana.