Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/135

Ta strona została przepisana.

w jedno tylko: w rozumny, świadomy czyn człowieka...
— Rozumny... świadomy... Na to zgoda...
— Wiesz, że o polityce się nie dogadamy. Poco się nawzajem irytować? Ale poza wszelką polityką są zjawiska jasne, bijące w oczy. Ty nie chcesz ich widzieć...
— Nieprawda, ja widzę wszystko. Przedewszystkiem to, czego nie widzisz ty, ani ci twoi. Widzę nieprzebraną nędzę świata i piekielną krzywdę ludzką...
— Macie na to monopol?
— O każdej porze dziejowej, czy podczas martwego spokoju, czy to podczas burzy rewolucyjnej, czy podczas mściwej reakcji, my nie tracimy i nie utracimy ani naszego celu, ani naszej energji. A wasza wola, wasz cały tak zwany p.p.s.-owski rozpęd spalą się i zgasną tak samo, jak te wasze czyny bojowe, fajerwerkowe i na chwilę nawet piękne. My się też nie zarzekamy krwawej walki i wszelkich ich konsekwencji...
— Bardzoście łaskawi! Tymczasem my was wyręczamy w tym, a zresztą i w wielu innych sprawach.
— O, przepraszam — byłoby to bardzo grzecznie z waszej strony, ale muszę przyznać, że w niczym nas nie wyręczacie, a jeżeli już mówić prawdę, to przeszkadzacie nam porządnie — że już lepiej nawet nie trzeba. Stąd te nasze zajadłości. Już nie gadajmy lepiej. Są ludzie i poglądy, które muszą sobie pozostać obce: dla mnie czarno,