Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/138

Ta strona została przepisana.

że ty okupujesz jej grube, wstrętne objawy, ale przecie ty naprawdę chcesz być użytecznym! Chcesz służyć ludowi. Ha-ha!... Ale lud nie czyta poetów, lud jest taki głodny, chciwy chleba, ze nie pozna się z tego głodu na twojej „honorowej“ racji stanu i wróci zawsze do nas, którzyśmy z jego nędzy się urodzili z tej, niestety, tak prozaicznej, polskiej nędzy...
Marek śmiał się do rozpuku.
— Tak, to bardzo zabawne — rzekł Szabłowski, patrząc w okno.
Właściwie, miał on jut zupełnie dosyć tej całej rozmowy. Nie miał żadnej ochoty do złośliwości. Chciał jakoś polubownie dojechać z przyjacielem do jego stacji. Ale ten śmiech udany czy nie udany, kolnął go jak ostrogą. Spojrzał ponuro i spytał:
— Z czego się śmiejesz?
— Z ciebie i z twojej nieśmiertelnej trzeźwości. A śmieję się dlatego tylko, że nie mogę nad nią zapłakać. To zgroza! Zaiste, w tych naszych szybko mijających czasach okropnością jest to wasze rozumne, ostrożne czekanie.
— To nasze „czekanie“, jak ty mówisz, zdusi carat, a nie wasza armja bojowców z ich całym bohaterstwem, godnym zaiste lepszej sprawy...
— Pozwól im samym wybierać sobie sprawę. Bądź jut tak łaskaw!
— Wolno mi o tem mieć niepodległe zdanie. Szanuję ofiarę z krwi i życia, ale mówię otwarcie; szkoda, bo na marne! Niewolno rozumo-