ludzi, gdyż chemja była to dziedzina jeszcze bardziej obca dla Kamy, niż dla niego socjalizm i polityka. Wynalazek ten niezawodnie mógł się przydać rewolucji, ale bezpośrednią intencją jego było uchronienie Kamy od niebezpieczaństwa podczas przewożenia pocisków.
— To już zginęło na zawsze — myślał sobie chemik w celi X pawilonu, rozcierając ramiona, pokrajane przez postronki, i popluwając krwią po kolbach.
Tu ze zdziwieniem pełnym ciekawości spostrzegł, że wkracza w jakiś dziwny okres życia, że każda jego myśl wydaje mu się nową i niesłychaną, a całe jego proste życie niezrozumiałą zagadką, która zresztą niebawem...
O co już mniejsza, bo nie opowiadamy tu dziejów chemika.
Była to ciężka puszka z lanego żelaza. Na podróże i przygody oraz dla ochrony od wpływów wilgoci i zimna wstawiona była w elegancki futerał z żółtej skóry, w jakim mieszczą się słoiki z pachnidłami czy tam kosmetykami w neseserach podróżnych, używanych przez damy światowe.
Kama, wyszedłszy z laboratorjum, przystanęła o kilkanaście kroków za domkiem i spojrzała bacznie na prawo i na lewo wzdłuż mrocznej ulicy; sznury żółtych płomyków gazowych biegły w obie strony. Było ponuro i pusto na przedmieściu i nigdzie nie było widać niebezpieczeństwa. Dopiero w parę minut po tym wyminęło ją kilka
Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/14
Ta strona została przepisana.