chać, co każą. Jak was biorą do wojska, to jeden z drugim słucha ze strachu, ho go po pysku biją. A tu słuchaj z tego, że o twoją sprawę idzie. Słuchaj z rozumienia i z kochania! To jest wasz naczelnik (pokazał na Orawca). On jest przez starych obrany i przez partję zatwierdzony. Co on nakaże, to święte: bić — to bić, broń oddać — to oddać, cicho siedzieć — to siedzieć, pójść na niebezpieczne — to iść! Nie ze świata on człowiek, ale wasz znajomy, na oczach go macie, między wami siedzi. Nikt nie ma prawa nic rozkazać w bojowych sprawach, jeno on albo przez niego.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Co byłem powinien, to wam wszystko powiedziałem. Resztę niech wam dopowie wasz własny ludzki rozum i wasze sumienie.
Wydać im broń!
W trzech kobiałkach była broń i naboje. Rozdawał każdemu naczelnik po brauningu, po trzy magazyny i ładunków po sto. Prócz tego futerał na rzemieniu, irchę, oliwę i przybory. Chłopy rozbierały chciwie broń, tłocząc się przy kobiałkach, jakby się bali, że dla którego zabraknie. Oglądał każdy ze wzruszeniem czarne, srogie narzędzie, a Orawiec przykazywał, żeby w niedzielę po południu byli wszyscy na tym samym miejscu na naukę.
— A jak któremu będzie w paczce brakło choćby jednego ładunku, to będę karał i bron takiemu będzie odebrana na jeden miesiąc za każdy ładunek! Uważajcie!