chwili stanie do oczu wyraźnie całe długie życie, jakby jedna chwila. Inszego razu tak się skuli ten czas długoletni, że się człowiekowi wyda, jakby się wczoraj urodził.
Nie dawniej, jak wczoraj, chodził za bydłem i brał pranie za szkodę. Nie dalej, jak wczoraj, ożenił się i osiadł na swoim. Nie dalej, jak wczoraj, była wojna. Wczoraj dopiero przystąpił do partji i wczoraj dali mu broń do ręki. Wszystko się w tym jednym dniu zmieściło...
Jeno te ręce białe, psie-krwie, wygładzone, wypoczęte...
I znowu rozciąga się czas, wywleka się, jak ze smoły, dzień za dniem, miesiąc za miesiącem. Oj, dawno, oj, dawno! Wtedy była właśnie robota przy kartoflach, a za jakieś sześć tygodni powinny już kopać. Jeno do roku nie dociągnie się czas — urwie się, bo i to czasem bywa. Nawet się całkiem urwał, po sądzie. A wkiedyż był ten sąd?
Cztery dni temu, to znaczy, jak gdyby był na samym początku świata...
— Słuchaj, Wojtek — i powiedz że ty, Wojtek Kiełza, chłopie nieszczęsny — cóż to on jest takiego, ten ludzki czas?.. Co ono znaczy, to krótkie życie człowieka?
I cóż to jest ten cały, szeroki świat ze wszystkiemi ludźmi, z miastami, ze wsiami, z cudzemi krajami, z rzekami, z górami, z rewolucją, z partjami i z tym socjalizmem, i z tą Polską, i z tym rządem carskim?
Kasi to wszystko jest, jak było. A czemu zdaje
Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/161
Ta strona została przepisana.