Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/169

Ta strona została przepisana.

— Oho!
— A za co siedzicie. Za co waszych powiesili?
— Zato, żeśmy chcieli prawdy. To grunt. A tamci poszli na stryk za zabicie i rabunek kupca żyda na szosie, za zabójstwo dwu oficerów i za zabranie pieniędzy z monopolu. To wszystko, co się wydało. A mnie nic nie „dokazali“, a towarzysze powiedzieli, że mnie nie znają. Udawałem też trochę warjata.
— To oficerów też zabija wasza partja?
— Nie byliśmy w żadnej partji. My nikogo specjalnie nie zabijamy, tylko jak nam kto przeszkadza?
— Wedle czego jak przeszkadza?
— Jak przeszkadza żyć. Każdy ma prawo żyć. Ot, na przykład. idzie ten człowiek głodny, wchodzi do sklepu, przywita się i weźmie sobie choćby kiełbasę. Rzeźnik woła: płać! A ja jemu: nie, głodny jestem, więc biorę. On mnie za łeb, a ja go po łbie. Narobią krzyku, przyjdzie policja, a my do policji. To jest proste. Jakby tak wszyscy robili, toby się wnet świat naprawił.
— No z głodu niechta będzie. Ale na tego kupca poco było?
— Kupiec miał przy sobie duże pieniądze, myśmy to zawczasu wiedzieli. Uradziliśmy za te pieniądze rok przeżyć we trzech spokojnie, bośmy się już zanadto zmordowali.
— Spokojnie? Jakże to?...
— Tak, jak ludzie żyją. Burżujowi wolno nic nie robić całe życie od małego dziecka, a człowiekowi ani nawet jednego roku? My chcieli jechać