Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/174

Ta strona została przepisana.

Odeszła go ciekawość do młodego cudaka, przypomniał sobie swoją dolę i zapragnął gwałtownie spać. Już się układał, kiedy nagle ocuciło go niespodziewane uczucie jakiejś radości. Coś się stało dobrego, albo się też ma stać, ale zaraz. Co takiego?
Jakiś wielki kłopot spadł z głowy, znalazło się cudem jakieś wyjście z ciasnego miejsca, jak z tej pułapki. Co takiego? Tyli czas dźwigał tę troskę, a teraz ulga. No i cóż to takiego jest? Już wiedział i usiadł na łóżku.
— Posłuchajcie że, człeku nieznajomy, bo nie wiem, jak was zwać?...
— Moje nazwisko jest Gryziak, jeżeli to wam potrzebne.
— Na nic mi niepotrzebne wasze nazwisko, ino wy sami. Ale naprzód powiadajcie, czyli wy wiary komu dotrzymacie? Wszystko u was za nic, więc nie wiem. Jak was ktoś w godzinę śmierci o co poprosi, to czy zrobicie uczciwie? Czy dotrzymacie? U nas się mówi na honor, na słowo, na uczciwość, ale jak tu z wami?
— Jak? Gadajcie prosto, po ludzku, czego chcecie? Nigdy jeszcze nikogo nie oszukałem, chyba tego żandarma albo szpicla. Co wam zrobić? Na wolności co zrobić, do waszych pójść, czy list zanieść? Zrobię, co będzie trzeba...
— Ino to baczcie, te człowiek do was gada na tym progu śmierci!
— To mi wszystko jedno. Dla mnie tam śmierć nie znaczy nic, ani czyja, ani moja. Zrobiłbym dla żywego, zrobię dla was, jeżeli mogę.