— Cóż, pewności żadnej nie mogę mieć, ale i tak jest bez ryzyka, bo jak wy nie zrobicie, to wszystko na nic pójdzie. A oto idzie, że napisałbym przez was list do mojej baby na wieś. Tylko list bardzo tajemny!
— Dobrze, wrzucę do skrzynki, tylko dajcie mi na markę, bo nic nie mam. Za pieniędzmi będę się dopiero oglądał, a podczas tego może list zginąć razem ze mną.
— Taki list nie może iść na pocztę. Trzaby samemu oddać ale tu w Warszawie do jakiego partyjnego człowieka, albo najpierw nie wiem gdzie, a powtóre jabym wam nie zawierzył...
— No, to popatrzcie na mnie... Czy ja podobny do szpicla?
Wojtek wpatrzył mu się pilnie w oczy i zawołał:
— Jeżeliby taki, jak ty, zdradził, to już znaczy niema na świecie prawdy, tylko jeden fałsz. Jabym wam we wszystkim zawierzył. Ino czy zechcecie pojechać, bo daleko. Tylko chyba, że wam to wszystko jedno gdzie...
— Nic mnie na miejscu nie trzyma.
— Baba was przechowa, motecie u nas wypocząć, jeść wam dadzą, powiecie, teście mnie w ostatniej godzinie widzieli... Ino słuchajcie: listu nie ważcie się czytać. Na to przysięgnijcie!
— Nic wam nie będę przysięgał, a listu ja nieciekawy.
Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/175
Ta strona została przepisana.