Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/189

Ta strona została przepisana.

stał przed nim obnażony i okrutny świat i nie mogły się od niego oderwać zdumione oczy. Było wszystko, jak niewiarygodny jakiś sen. Ten obraz wytrawiał się w mózgu i utrwalał się raz na zawsze. Nigdy o nim nie zapomni człowiek, który go raz ujrzał. Zawsze i na wszystko będzie patrzył przez ten obraz, jak przez malowaną szybę. Przeinaczy się w nim i spotwornieje pojęcie złego i dobrego i każde ludzkie uczucie i każde ludzkie pragnienie, utraci swoją wartość życie, i nic nie będzie znaczyła śmierć...
Pamiętał, że w jakiejś chwili spostrzegł, że drga pod nim ziemia. Przypomniał sobie, że stoi na moście, że z tego mostu patrzy, że on żyje, że żyją obok niego ludzie. I w jednej chwili ogarnął go ogłuszający łoskot życia. Turkot wozów, ryki samochodów, przeraźliwe sygnały parowozów i statków, zgrzytanie wind i wieloraki, głuchy i nie milknący gwar ludzki: gorączkowe rozmowy, krzyki, śmiechy, jęki, nawoływania, westchnienia, rozkazy, przekleństwa...
— To tak? A więc to tak?
Tak zdumiewa się zawsze człowiek, który w jakiejś godzinie życia odgadnie w otoczającym go codziennym dniu jego prawdziwą tajemnicę i pozna tę jedyną — swoją prawdę...
Tę chwilę wspomniał sobie Gryziak i przypomniał sobie wszystko, co było potym, aż do chwili, kiedy o świtaniu obudził się i ujrzał w celi sołdatów. Kpinkowali towarzysze, ale zbierali się szybko. Chcieli mu jeszcze coś powiedzieć, i on chciał po-