Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/201

Ta strona została przepisana.

się robiło zawsze, to jeszcze prosili, żeby brać, a dawali i po sto rubli.
— Dawali, ale kiedy? Teraz nie te czasy.
„Listek“ oznajmił smutną nowinę o zaaresztowaniu z bronią w ręku towarzysza „Kamienicy“. „Listek“ miał łzy w oczach, opowiadając o tym wypadku. Zbili go prikładami, okrwawili, a jak poszedłem do naszego rewirowego, to łajdak nawet nie chciał gadać, choć mu obiecałem najpierw piętnaście rubli, potym pięćdziesiąt, a w końcu nawet sto! I mnie go żal, powiada, ale teraz nic nie mogę. Nie te czasy, powiada!
— Oj źle, oj źle, zgubiony nasz „Kamienica“!
— Gdzie on siedzi? — spytał „Sędzia“
— Już „tam“.
„Sędzia“ machnął ręką.
Westchnęli wszyscy nad stratą dobrego kolegi i radzili dalej. Przewodniczący, drab z targu na Gęsiej ulicy, wymyślał wszystkim za niedołęstwo, bo przy podziale wypadło na każdego po niecałe pięć rubli.
— Słyszane te rzeczy? Czy wy macie sumienie? Łajdaki z was, a nie komuniści! Co wy robicie przez cały tydzień? Niewarci jesteście należeć do porządnej organizacji!
— Ty się nie gniewaj, „Sędzia“, tylko zrozum, że nie te czasy. Teraz nie można zrobić komuny na pięćset rubli, a prócz tego obstalować na następny dzień u tego samego burżuja obiad z gęsiną i zjeść go spokojnie, a potym jeszcze tańcować. Spróbuj no sam! Na takie interesy jest za późno.