Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/202

Ta strona została przepisana.

— Ja od was nie żądam po pięćset rubli, tylko żebyście pilnowali swoich małych interesów. Takie interesy powinny iść, jak zegarek!
— Zegarek też trzeba czasami nakręcić — rzekł „Stójkowy“.
— Mądre słowo! — pochwalił „Krawiec“.
— Mądra rada — zauważył „Szpilka“ — ale kto jego nakręci? Broni nie mamy, ludzi do strzelania też, a tu wzięli jeszcze „Kamienicę“ w taki zły czas.
— „Kamienica“ — by potrafił, to był porządny bojowiec, ze starych... Nas się już coraz mniej boją. Powiedzmy sobie prawdę: nas się już prawie całkiem nie boją. Nie każdy umie się tak postawić, jak „Sędzia“.
— U mnie na Grzybowskiej wyraźnie mówią: za co my mamy płacić podatek, kiedy już sześć tygodni, jak nie było żadnego napadu? Powiadają: już po rewolucji! Zmądrzały wszystkie naraz!
Milczący dotychczas „Kanarek“ wystąpił z wnioskiem formalnym: urządzić w najbliższych dniach szereg napadów w różnych stronach żydowskiej dzielnicy dla ożywienia podupadającego interesu. Broń można wynająć.
Ale na to nikt jakoś nie miał prawdziwej ochoty. Takie były czasy.
Dopieroż zaczął gadać sam „Sędzia“. Właściwie nie gadał, ale krzyczał, aż dzieci, śpiące w belach pod ścianami, pobudziły się i zaczęły piszczeć, aż sparaliżowana i konająca od dziesięciu lat sędziwa matka „Krawca“, w którego mieszkaniu odby-