Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/213

Ta strona została przepisana.

frau, oraz kilka dzid roboty kowalskiej, osadzonych na drążkach. Pana Stachurskiego osadzono w więzieniu gubernjalnym, skąd wydostał się za grubą łapówką. Ale zanim się wydostał, dowiedział się, że pewnej nocy spalono mu cztery sterty zboża, stojące w szczerym polu. Powróciwszy, poddał się okolicznościom i zapłacił karę i zaległy podatek.
Jeden pan Szuba, dzierżawca z Żabiej Woli, pogodnie i jowialnie traktował te przykre sprawy.
Kiedy dawano mu znać, że „te przyjechały“, wołał delegatów do kancelarji, prosił ich siedzieć i przepijali do siebie. Szwagrowie nie opowiadali mu o przygotowującym się powstaniu, o konieczności kontrybucji, o obowiązkach obywateli, o woli ludu, ale śmiali się zupełnie otwarcie i ze siebie i z całego świata, puszczając złodziejskie koncepty.
— No co, złodzieje, jak wam się powodziło przez ten miesiąc?
— Zgrzeszylibyśmy, jakbyśmy się skarżyli. Idzie, wielmożny panie...
— Ej, urwisy, przyjdzie i na was pomorek. Ja was pierwszy pożaluję, boście chwackie draby.
— Niech się pan dziedzic nie niepokoi. Nic nam nie będzie. Policja jest z nami.
— To ja wiem, ale jak przyjdą prawdziwi socjaliści, z prawdziwej partji? Co?
— Tu oni żadnych interesów nie mają... Są w Sierbienicach chłopy z P.P.S., są znowu w cukrowni, ale tam nie dochodzim. A znowu nigdy my partji nie zaczepiamy, ani się nie wdajemy w politykę.