Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/220

Ta strona została przepisana.

za trzydziestu pięciu. Zrobiłem, jak ty kazałeś i wszystko jest już w porządku. Cieszę się, że jesteś w dobrym humorze i że tak dowcipnie żartujesz. Obiecujesz za przywiezienie towaru dwadzieścia pięć rubli! To już duży grosz, ale handel to jest handel.
Otóż trafia się amator, co mi za to daje sto rubli, a daje dlatego, te tyle jest dla niego warto. Dla nas to jeszcze tanio, bo było dużo kosztów i jeszcze więcej niebezpieczeństwa i zachodu. Ale nie tobie, stary przyjacielu, trzeba tłumaczyć, że sto jest zawsze trochę więcej, niż dwadzieścia pięć! A przytym przykro mi powiedzieć, że nie dostaniesz tego i za sto, bo rzecz jest już stargowana. Ty sam wiesz, że towar jest delikatny i że go nie można przetrzymywać na składzie. A nasze amatory o są też tacy ludzie, że z niemi lepiej umowy pilnować, a każdy interes prędko kończyć, bo inaczej sami biorą, a dla naszego interesu mogą stąd wypaść duże niepokoje. Jakby ci się to nie podobało, drogi przyjacielu „Sędzio“, to sobie przypomnij naszego chłopca (jego u nas nazywali „Zając“), który ci przysłał do przechowania 50 rubli, jak szedł na wysyłkę, żebyś mu te pieniądze tam przysłał, jak będzie uciekał do domu. Ty nie winien, że „Zając“ w drodze umarł, ale i ja nie winien, że pieniądze, któreś mi odesłał, w drodze zginęły, pewnie wtedy, jak tamci zabrali pocztę na stacji Lasek. Ty sobie idź, „Sędzia“ na pocztę z kwitem, to tobie zwrócą, a zato jż mi nie potrzebujesz tych pieniędzy odsyłać, bo ja biednej