Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/221

Ta strona została przepisana.

matce „Zająca“ odtrącę z tych stu rubli za towar. Kłaniam. się tobie i twoim dzielnym chłopcom z „Ręki sprawiedliwości“, co niech ona zawsze szeroko zagarnia, a mocno trzyma! Twój „Mostowy“.

Cały interes, o którym mowa, prowadził Figiszewski. Sprawa była delikatna, a teren niepewny, gdyż nikt z „Pięciu mętnych“ nie miał jeszcze do czynienia z partyjnemi ludżmi. Wziął tedy do pomocy swojego dobrego znajomego, niejakiego Knoblaka, który do bandy nie był dopuszczony, ale wyświadczał jej dorywczo drobne usługi, zaco dostawał cośkolwiek do łapy. Był to handlarz drobiem i jajami — taka była jego pozycja socjalna, ale w bandzie wiedziano, że to tylko pozór. W istocie Knoblak był złodziejem, pracującym na osobności i operującym głównie na jarmarkach i na odpustach, gdzie stoi dużo fur chłopskich bez dozoru. Przybył on skądś ze świata przed dwoma laty, a znać było po nim, że się po tym świecie otarł i wytarł. Znał się na polityce, agitował na własną rękę podczas wyborów, ciekawy był do wieców i gotów był do upadłego rozprawiać o materjach politycznych. Wiedział gdzie są jakie partje, która lepsza, która gorsza i nieraz na jarmarkach zawracał chłopom głowę, przemawiając o Polsce, o tych „krzywdzicielach-cudzoziemcach“, o „tej krwie niewinnej“, o wojnie japońskiej, o tym generale „Kurowskim“, co jest zawsze gotowy, i kończył stale: