Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/224

Ta strona została przepisana.

To łajdusy i hycle z pod ciemnej gwiazdy, te ze Szlamowiec...
— Nam oni nie szkodzili.
— A bo jeszcze nie zaczęli.
Weszycki, pomocnik maszynisty, zwany w partji „Klucz“, był to szczwany i ostrożny lis partyjny. On gadał z dyrektorem, jak trzeba się było ująć za wszystkich, przez niego załatwiali najważniejsze sprawy ludzie, przyjeżdżający od partji. On to prowadził owe całkiem nie zalecane, ale nie zanadto zabraniane wycieczki na monopole, a tak się urządzał, że policja ani razu nie zawadziła cukrowników. Był znany w okolicy od czasu strajków rolnych i w swojej organizacji panował niepodzielnie. Jednak wywołał ludzi na naradę i rzecz całą przedstawił.
Radzono z pół godziny: — a skąd my wiemy, że to prawdziwa bomba, może w środku być ołów, czy śrut? Jakże tak kupować kota w worku?
— Mówił o jakimś liście od partyjnego człowieka.
— List można zawsze podrobić.
— Zobaczymy, spróbować nie zawadzi. Może być prawda. Jeszcze oni z nami nie zadzierali. Może być interes czysty.
— A teraz — wiele dawać?
— Chce złodziej sto rubli.
— Co, on się wściekł?
— O tym jeszcze pogadamy. Utargować można połowę, albo więcej, bo komu! on to sprzeda?
— Powiada, że ma kupca w Warszawie, co jut daje 50 rubli z odstawą. Tylko; powiada, niebez-