piecznie taką rzecz wozić, a zresztą naszej partji oni niby dają pierwszeństwo, bo rzecz nasza, a tamci są żydy — komuniści, a w gruncie pewnie bandyci. Czy łże, tego nie wiem.
— Nie wypada się o taką rzecz targować i jeszcze ze złodziejem.
— Trza pogadać.
— A ona tu jest?
— Powiada, że przywiózł.
— Kto wie, możeby i tak oddał.
— Czemu to?
— Odda, jak mu się odbierze. Można mu co dać za fatygę. Rzecz jest nasza, sam to złodziej przyznaje.
— Będą jeszcze złodzieje na partji zarabiać!
— Tylko ten starszy złodziej przymawiał się wyraźnie, że oni honorowi partji zawierzyli, że nigdy oni tak żadnych interesów nie robią, tylko z nami, bo oni szanują partję.
— Honor honorem. My jego też będziem szanować, jak odda dobrowolnie, jak się patrzy. Rzecz i tak jest nasza. Sto rubli się partji przyda na co innego.
Różnie radzili, wreszcie towarzysze powłazili do drugiej, ciemnej izby, żeby wszystko widzieć i słyszeć, a sami nie być widziani, a Weszycki i Walczak wprowadzili dwu gości ze Szlamowiec.
Figiszewski rozejrzał się ciekawie po izbie, zdjął czapkę i przemówił:
— Dobry wieczór, szanowne państwo, którzy tam siedzicie bez światła.
Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/225
Ta strona została przepisana.