zabawił, do teatru sobie poszedł, do cyrku, z tą dziewczyną się zabaw, byle ze zdrową i zawracaj do domu, pókiś cały. Będziesz się zanadto kręcił, wezmą cię na ulicy...
— Zaco? Ja tu nieznajomy!?
— Zaco? Za nic, za samą twoją minę.
— Co słychać u Józka — mieszka tam, gdzie dawniej?
— Przeniósł się do Ratusza, a stamtąd się wymeldował do fortów!
— Zaco? Przecie on nigdy do niczego nie należał.
— Za to właśnie siedzi, że nie należał, Jednego biorą za to, że był w partji, a drugiego za to, że nie był. Taka teraz moda.
— A u ciotki Robaczkowej zdrowi wszyscy?
— Zdrowi są, tylko Karolek siedzi na Pawiaku, a Władek w Brześciu.
— To nowina? Takie urwisy, a jednak widać coś tam w cichości robiły...
— To robiły, co zawsze: Karolek latał za dziwkami, a Władek się zgrywał. Teraz i za to biorą do ula.
— No, to i wuja chyba wezmą za to, że wuj handluje?
— Wezmą, ale jeszcze nie zaraz. Teraz wybierają innych kupców: mydlarzy, powroźników — do spożywczych jeszcze nie doszli. We wszystkiem jest swój porządek!
Od samego rana puścił się Weszycki na miasto. O godzinie dziewiątej już był w pewnym sklepie na Złotej, spytał o „pana Kazimierza“ i wymienił
Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/237
Ta strona została przepisana.