Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/247

Ta strona została przepisana.

i wracać zaraz do domu, zostawiwszy wszystko u wuja na boskiej łasce. Niech się dzieje co chce! Partji niema! Jest tylko jakaś „lewica“ i jakaś „prawica“. A partji dawnej niema, tej ogromnej i mocnej, starej i wypróbowanej polskiej partji. Gdzie się wszystko podziało przez niecałe pięć miesięcy? I wydało się towarzyszowi Weszyckiemu, że odeszło od niego w jednej chwili co najmniej pół wiary we wszystko, w co wierzył do tego czasu.
A jego wzięli za szpicla! Nie chcieli nawet chwili pogadać z nim cierpliwie! Nie wzięli nic na rozum! Robotnik warszawski jest najpierwszy w całej Polsce — tak gadają u nas i wierzą w to ciemne ludzie... Znam ja teraz to warszawskie uświadomienie... Nie wiedziałem tego — teraz wiem.
O wielu rzeczach nie wiedział jeszcze towarzysz Weszycki. Zapomniała partja o jego okolicy i od długiego czasu nic do nich nie dochodziło. Tymczasem niemiłosierna wskazówka doszła do swojego miejsca na gdzieś tam zawieszonym w niebie czy w piekle zegarze dziejów. Nie usłyszał nikt, kiedy wybiła ponad ludzkiemi sprawami fatalna godzina. Dopiero potym, później, kiedyś, jakiegoś dnia poczuł każdy, że zabrakło mu jakby powietrza.
— Duszny dzień — mówili sobie ludzie. Aleć nazajutrz i za tydzień męczyły się piersi w tym złym oddychaniu. Czekali ludzie, czekali, a robili to, co zawsze. To wiodło się, to się nie wiodło, było raz pięknie, raz brzydko, bywał dzień poży-