teczny i dzień szkodliwy, było i dobre i złe, jak to w życiu, Zatracili się ludzie pod nawałą drobnych prac i codziennych wydarzeń. A zaczęli spostrzegać, że wciąż jeszcze na coś czekają, przypomnieli sobie, ze już długo czekają i zauważyli wreszcie ten czas upływający. — No i teraz? — No i co? — pytał jeden drugiego.
Pytali się, radzili, dumali. Kłóciły się ze sobą gromady ludzi to o jedno, to o drugie, to o trzecie. Nikt nie był winien przegranej, bo każdy był jednakowo winien. Każdy miał słuszność, bo każdy się bodaj raz na dzień omylił.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Kiedy się Weszycki pokazał u wuja, był tak strapiony, że stary sklepikarz wystraszył się nie na żarty.
— Co ci to, chłopcze?
Weszycki nie mógł nawet opowiedzieć o swoich nieszczęściach. I nie chciał i nie mógł. Zjadł obiad i z rozpaczy położył się spać. Ale zerwał się po kwadransie i wszedł do sklepu.
— Widzi wuj — wszystkich moich znajomych wybrali. Nijak nie mogę się dostać do partji, A tu jeszcze coś się w partji pokręciło — słyszałem, że starej partji już niema. Czy to prawda?
— Co? To ty o tym nie wiesz?!
— A wuj to wie?
— Też pytanie! W sklepiku wszystko się wie. Ale że też ty nic nie wiesz...