Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/254

Ta strona została przepisana.

odpowiedziała: „Idź pan do Ratusza, to znajdziesz ich wszystkich, albo jak pan wolisz, to idź do Ochrany, tam służy też sporo waszych. Te cię najprędzej doprowadzą“. Kiedy zaś ją bardzo prosił, nie zważając na żadne miny, odpowiadała mu dobrotliwie:
— Widzę żeście człek głupi, jeżeli wam się o tej porze tak śpieszy do partji, Ale ja i nad takim litość mam i do waszej zguby ręki nie przyłożę, choćby przez uwagę na waszego wuja, którego znam od dwudziestu lat.
Stosunki wuja były niewyczerpane. Ale żyd kupiec, z którym wuj prowadził interesy, miał drogę tylko do żydowskich partji. Wędliniarz z przeciwka jeszcze wczoraj wiedział, jak się dostać do lewicy i to do samego komitetu warszawskiego, ale cóż robić, kiedy wczoraj wzięli na ulicy tego jego faceta. A bez niego wędliniarz wiedział tyleż, co i jego kiełbasy. Służąca z tej samej kamienicy, gdzie był sklep, miała narzeczonego we frakcji rewolucyjnej, ale traf zrządził, że w tym czasie nastąpiło zerwanie, i dziewczyna, zalana łzami, spowiadała się w sklepiku przed swoim starym powiernikiem, że jej chłopiec napewno teraz zginie z rozpaczy przez „ten jej głupi upór“, że teraz „pójdzie na całego“ i już nie wróci, bo zabrał maszynę, która była u niej na przechowaniu.
Trudno szło. Ale wuj się już zawziął, zapomniawszy o wszystkich swoich obawach. Wuj był ambitny i wstyd mu było, że mu się nie udaje. Teraz zaczął się starać, jakby dla siebie samego.