Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/265

Ta strona została przepisana.

jeżeli nie możesz mówić! Nadejdzie chwila, te przemówisz. Możesz sobie wyrabiać miny — nie krępuj się bynajmniej!
Kamil spoglądał się w swoją białą krainę. Na ustach jego ukazał się lekki uśmiech i pozostał. A Leon mówił przyciszonym głosem, patrząc mu zbIizka prosto w oczy.
— ... Jedni mi prawią, że już po rewolucji, inni uważają, że przyznanie tego jest zdradą. Mnie to wszystko jedno. Jeżeli jest rewolucja, tym lepiej, jeżeli zaś osłabła tylko z upustu krwi, a ci, co wyszli cało, myślą przedewszystkiem o zachowaniu swej całości — to należy wytężyć wszystkie siły i zgromadzić do kupy choć kilku takich, co się nie poddają.
— La garde meurt, mais ne se rend pas — mruknął Kamil.
— Cieszę się żeś przemówił. Ale nie idzie mi O żaden honor. Ja nie pisuję dramatów krwią ludzką. Jest to tylko „zabawienie“ wroga — manewr strategiczny. Mnie idzie o to, żeby do czasu osłonić psychikę masy. Trzeba uchronić od zatracenia olbrzymie, głębokie i bezcenne przeobraenia duchowe, które zaszły w masach. Kiedy się ogłosi i umotywuje, te „przedstawienie skończone“ — wszystko powróci do dawnego spania, licząc rany. przeklinając cały ruch i płaszcząc się przed wrogiem. A teraz jeszcze żyje wola i nienawiść. Już niema wiary w zwycięstwo, ale jeszcze żyje żądza zemsty. Jeszcze nie pogodziła się podła dusza tłumu ze starym batem. Jeszcze hardym