Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/278

Ta strona została przepisana.

Szczeniakiem ci nie jestem, bom nie twój syn . Ze mną trza grzecznie, to i jestem grzeczny. A jak pan chcesz być burżujem, to pogadam z tobą, jak z burżujem... Stało się co? Gadaj pan po ludzku!
Staremu łzy puściły się do oczu. Z całą nierozwagą rozpaczy wyjawił chłopakowi niebezpieczną tajemnicę. Może dlatego,że jego pierwszego spotkał w tej najgorszej chwili. Gdyby tu do sklepu weszła znajoma kucharka, jaki dorożkarz po papierosy lub byle kto, pierwszy lepszy z ulicy, możeby też, powiedział wszystko. Stracił zupełnie głowę.
Chłopak natychmiast opanował sytuację, a jeszcze lepiej sklepikarza. Stary czynił wszystko, co mu kazano. Trząsł się ze strachu i z niezmierną ulgą widział, jak chłopak wsuwał pocisk do kieszeni paltota. Z niezmierną ulgą wyjął z kasy i dał mu pięć rubli, zdjął z haka, nie ważąc, krąg kiełbasy, dodał całe ćwierć funta herbaty, wypakował mu kieszenie paczkarni papierosów. Chłopak mógłby z nim robić w tej chwili, coby żywnie chciał; stary podpisałby weksel, przepisałby cały sklep na imię swego wybawiciela, usynowiłby go — za to, że chłopak zabrał tę straszną rzecz, a uczyniłby jeszcze nierównie więcej — gdyby poszedł sobie jak najprędzej i żeby jut nigdy nie wracał.
Wreszcie stary został sam i złożył ręce, a oczy wzniósł ku sufitowi. Gorące, dziękczynne westchnienie wypłynęło ze sklepiku i poszło w przestrzenie niebieskie. Radość starego była niezmierna w pierwszej chwili graniczyła z obłędem. Tak