Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/280

Ta strona została przepisana.

szczęście może się przyśnić, do takiego można wzdychać — ale bez żadnej wiary, żeby się ono kiedykolwiek mogło sprawdzić...
A jednak jest ono prawdą. Chłopak czuł prawdę tego szczęścia całą duszą i pełną świadomością. Było ono namacalne i dosyć ciężkie. Nie ufając mocy swojej kieszeni, podtrzymywał bombę ręką i co chwila ściskał ją mocno, jak gdyby się chciał upewnić, że ją ma.
Pogwizdywał sobie wesoło i szedł z dumnie zadartą głową, z fantazją i z radością w podsiniałych oczach. Przestała mu nawet dolegać zraniona prawa ręka, w której ból wiercił bez ustanku jut od paru miesięcy. Wszystko się odmieniło naraz. Podziała się gdzieś ze szczętem trawiąca złość na wszystko i na wszystkich, która zgrzytała w nim o każdej chwili. Nie było brzydkiego wstrętu do siebie, ani zawiści, ani rozpaczy, ani tej djabelskiej pokusy, żeby zrobić nareszcie jakieś największe łajdactwo na złość sobie i całemu światu i na tym łajdactwie stanąć, jak na wysokiej wieży, i stamtąd pluć na cały świat.
Było nareszcie dobrze! Tak — jak za tamtych czasów, kiedy był jeszcze porządnym towarzyszem i chodził ze swoją piątką na uczciwą robotę rewolucyjną — na rozkazanie partji. Tak jak gdyby wyszło z grobu stare matczysko i ujęło go za tę biedną głowę: oj, Kaziek, oj, Kaziek — dziecko jedyne...
A czas jut było na tę dobrą chwilę.
Kaziek Rewilak, inaczej tak zwany „Cichy“, a w partji znany pod imieniem „Kuroki“, a po-