Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/287

Ta strona została przepisana.

Postrzeliwał nieludzkich majstrów, na których skarżyli się pijani robociarze, śledził podejrzanych o szpiclowanie nieszczęśników, z których niejeden padł z jego ręki. Żył Rewilak bez jutra, bez żadnych planów. Dolegały mu czarne myśli, bolała ręka — zapijał tedy sprawę monopolką i włóczył się po mieście z głową wiecznie zaczadziałą, ponury. nawpół obłąkany, siejąc po drodze śmierć i wyzywając tę śmierć na każdym kroku. Ale opóźniała się jakoś jego godzina.
Raz wieczorem spotkał się w piwiarni na Żelaznej z jednym starym towarzyszem. Dogadali się po niejakiej chwili i towarzysz w wymownych słowach obrzydził mu bandycki proceder. Namawiał go, żeby się nareszcie ustatkował, żeby przystał do jego kompanji na pomocnika. Za każdą pewną informację obiecywał mu trzy ruble, za wydanie robociarza z dowodami — rubla, za inteligenta partyjnego — pięć, a za kogokolwiek z bojówki — piętnaście, Rewilak był dobrze pijany i przystał. Towarzysz postawił jeszcze gorącego krupniku, wypili i wyszli na ulicę.
— Ty, głupi, może jeszcze myślisz, że rząd chce źle dla robotników? Nieprawda — będzie robotnikowi dobrze i jeszcze jak, tylko porządek trza zaprowadzić, jak się patrzy. W żadnej partji niema prawdy. W każdej partji są żydy, co tylko na swoją korzyść tym ciemnym robotnikiem obracają. Ja ci Kazik powiem, jak jestem katolik...
Tu runął na ziemię z rozsadzonym łbem, a Rewilak poszedł dalej, zataczając się, i z wielkim