Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/288

Ta strona została przepisana.

trudem rozmyślał nad tym, czy to wszystko prawda, czy sen, czy się co stało, czy nie?
W ostatnich czasach przystał do szewców, co walczyli z chałupnictwem. Napadał na sklepy, na hurtowników, wpadał do suteryn i piwniczek robotniczych, gdzie pracowali oporni i zatwardziali „chałupnicy“. Oblewał kwasem siarczanym albo krajał towar wzięty do roboty przez łamistrajków, a za to miewał kąt i miskę jedzenia u któregokolwiek z organizatorów „teroru ekonomicznego“. W tych ostatnich czasach odżył duchowo, wiedział bowiem, że czyni rzecz pożyteczną i sprawiedliwą. Ale ciasno mu już się zrobiło w Warszawie.
Tropili go szpicle z ochrany i łapacze z wydziału śledczego, musiał się wystrzegać starych znajomych towarzyszy, którzy podejrzewali w nim prowokatora i prawdziwych prowokatorów, którzy wiedzieli, że kiedyś był w bojówce. Pozadzierał z grupami bandyckiemi, poprzysięgali mu zemstę alfonsy i będące na ich usługach kobiety, musiał omijać sklepy, gdzie robił kumunę. Nie było w mieście ulicy ani takiego kąta, gdzieby nie miał ciężkich porachunków. Już nie wiedział, gdzie się podziać, i cudem się jeszcze trzymał.
Jak wilk, zewsząd osaczony, przemykał się po zaułkach, zawracając i kołując, zawsze oglądając się na wszystkie strony i zawsze niepewny, czy nie wyrośnie przed nim na ulicy, czy to w knajpie, czy to gdziekolwiek, człowiek, który go zgubi.