Czuł Rewilak, że zginie lada chwila i myślał sobie: byle — prędzej.
W tych ostatnich czasach zadręczały go złe myśli. Wiedział, że nic się już nie może odstać, że niczego już nie zdąży odrobić. Za daleko zabrnął. Albo go powieszą jako bandytę. albo go zabiją jako prowokatora, albo go kto zatłucze z zemsty, jak psa po nocy. Ani jedna dusza go nie pożałuje. Daleko została za nim part ja, górami i lasami i szerokiemi rzekami odgrodzona droga powrotna. Nie ukaże się jego imię i nazwisko w gazecie partyjnej w zaszczytnej czarnej ramce, jako tego, który padł za lud roboczy. Jedno jeszcze łudziło go, jako ostatni ratunek w tym grzęzawisku. Oto dokonać jakiegoś wielkiego czynu, głośnego na całe miasto i na cały kraj. Niechże się dowiedzą wszyscy, że ten, który go dokonał i padł na miejscu — to Kaziek RewiIak, zwany „Cichy“ czyli „Kuroki “, czyli „Cyngiel“. Opętało go to marzenie, a choć było ono niepodobieństwem, uśmiechało się do niego zwodniczo właśnie w najgorszych chwilach.
Teraz wiedział, że tego czynu dokona. Teraz ma straszną broń, która mu cudem wpadła w ręce. Głośny, huczny będzie ten jego ostatni czyn. Wszyscy będą wiedzieli, jak gruchnie jego pocisk. Zginie tuk, jak właśnie należało, Będzie miał przy sobie list w kopercie — o tym, kto jest, żeby w gazetach dobrze ogłosili, a prócz tego zostawi list osobny do partji, gdzie wyzna wszystkie swoje błędy i pożałuje tego, ale w końcu poprosi i za-
Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/289
Ta strona została przepisana.