żąda, żeby jego pamięć oczyścić, przedewszystkiem z nędznej potwarzy o zdradzie. Ten list trzeba będzie komu podyktować i wypisać w nim wszystkie rzeczy złe, ale i wszystkie dobre, których było też niemało, a które wszystkie co do jednego pamiętał.
Tym idealnym czynem był dla Rewilaka zamach na jakiego dygnitarza. Nie marzył o „samym“ generał-gubernatorze, bo była to sprawa za trudna dla jednego człowieka, choć łatwą była dla jednego pocisku. Już dawno w godzinach marzeń przebierał sobie rozmaite rzeczy łatwiejsze. Ot, naprzykład, oberpolicmajster? Też trudno, ale można ten zamiar bodaj rozważyć. Myślał, kombinował, chodził koło ratusza.
— Komisarza — myślał sobie — albo rewirowego zawsze można „zrobić“, ale z tego żadna sława, a i bomby na takiego szkoda. Czyn zaś jego musiał być większej miary i pożyteczny i ładny, żeby mógł go przywrócić do dawnej dobrej sławy u ludzi partyjnych. Przez tę pierwszą wielką radość wydawało mu się wszystko łatwe.
W starym domu na Nowiniarskiej na poddaszu mieszkało małżeństwo, u którego Rewilak siedział kątem w ciągu ostatnich kilku tygodni. W przestronnej, ale nizkiej i ciemnej izbie od wczesnego ranka do późnej nocy warczała maszyna do szycia. Tomasz Baćka, stary suchotnik, zgarbiony we dwoje od wysiadywania nad maszyną, wraz z żoną szyli kamizelki do składu ubrań i. pracując od
Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/290
Ta strona została przepisana.