pracowity krawiec, — ale też jut nie mógł żadną miarą. Pan Żołopowicz miał jedną tylko, ale niewzruszoną ideę: stworzyć potężny polski i katolicki hanel gotowemi ubraniami. Baćka miał jedną, ale jeszcze niezłomniejszą ideę: żyć — byle jak, ale żyć. Sytuacja była trudna. Ale życie ze wszystkiem sobie poradzi. Przejdzie po ludziach, narobi zamętu, przewróci wszystko do góry nogami — ale poradzi sobie jakoś.
Poradziło sobie życie i z trudną sprawą krawiecką. Domyślili się nareszcie krawcy, skąd pochodzi ich klęska. Późno przyszło uświadomienie, ale z rozpaczy a głodu i do rozumu przyjść można, Zaczęły się odzywać głosy mądre.
— Pozawracały nam głowę inteligenty, partje, delikatne panny! Niech sam robotnik o sobie stanowi, nie jakiś Komitet centralny! Precz z inteligentami!
Hasło to rozlegało się wówczas, kiedy inteligentów już dawno zabrakło i w istocie rzeczy za to też głównie im wymyślano. Bez inteligentów niewiadomo było, co robić, ale przynajmniej jut nikt nie przeszkadzał.
Zaczął się wielki, żywiołowy strajk krawiecki. I żydzi i katolicy ratowali się, jak mogli, i robili, co tylko mogli. Psuto towar, prano majstrów na ulicy i po domach, prześladowano w najokrutniejszy sposób łamistrajków, zaprowadzono teror niebywały. Pełne były gazety straszliwych opowieści, pełne zgrozy były dusze dobrze myślących obywateli i pełen Ratusz krawców...
Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/295
Ta strona została przepisana.