Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/300

Ta strona została przepisana.

dzi, kręcących się po ulicy koło swoich interesów. Uśmiechał się, widząc kogoś płaczącego. uśmiechał się, kiedy się kto śmiał, zabawnie mu było, kiedy spotkał patrol, prowadzący więźniów, i kiedy przyglądał się trupowi zabitego szpicla, rozciągniętemu na chodniku. Jednakowo patrzył na bogatego i na biednego. — Teraz jut wszystko jedno — myślał sobie. Był nareszcie spokojny. Sama sprawa nie była jednak prosta. Chłopak był obdarty, szpicle, którzy włóczyli się pod domem owego generała, przyglądali mu się brzydko, a nie miał za co sprawić sobie nic nowego. Najgorszy zaś był kapelusz-dziurawy, z obwisłemi brzegami, wytłuszczony na glanc.
Zaszedł tedy do starego sklepikarza na Starym Mieście. Musi dać — upewniał się: z biedy go wyciągnąłem. Jakby nie chciał, to mu powiem, że mu cały interes odniosę z powrotem. Ale sklep był zamknięty. Rewilak poszedł do bramy i zastukał do tylnych drzwi.
— A czego to? — spytał stróż.
— Czemu to sklep zamknięty? Mam interes do starego.
— To idź pan na Brudno! Dziś rano go tam zawieźli.
— Patrzajcie! I cóż mu się stało?
— Nic wielkiego. Powiesił się i tyle.
Rewilak zagwizdał i poszedł sobie. Nie przyszło mu nawet do głowy, że to on mógł być przyczyną tego nowego nieszczęścia. Myślał nad tym, skąd wydobyć trochę pieniędzy, choćby na kape-